Już jadąc na start rano czułem żeby się oszczędzać i dobrze rozplanować siły. średnia do miejsca imprezy 17 km/h czyli spacerek. Na maratonie zacząłem niepozornie w tłumie pod górkę średnim tempem - dopiero po paru km pokazałem na co mnie stać, z każdym kilometrem jechałem szybciej. Na drugim okrążeniu pokonałem ten masakryczny podjazd szybciej niż na pierwszym. Na zjazdach nie miałem sobie równych - każdy mnie spowalniał. Niestety bardzo trudno było kogoś wyminąć i musiałem sie wlec z górki, dopiero na drugim okrązeniu jak sie już stawka przerzedziła mogłem dokręcić na zjazdach, niestety zazwyczaj na drugim okrązeniu odzywają sie moje palce. Łapią mnie w nich takie skurcze i bóle że nie moge nacisnąć na klamke hamulca - czytałem gdzieś że to być może zespół cieśni nadgarstka. Czuję jednak że bedzie jeszcze lepiej w następnej edycji - jestem nieźle podbudowany i zmotywowany tym 19 miejscem. Musimy tylko zrobić objazd trasy z siwym, szczególnie naszej edycji pod Gorzowem. Tymczasem kilka ujęć z trasy: na miejsca gotowi start...
Nieczysta gra cieniutkiego: blokowanie single tracków
pokonywanie ciasnych zjazdów przy pełnej prędkości:
Miał być objazd trasy maratonu niedzielnego i ogólne zapoznanie się z trasą. Zanim jednak padła ta propozycja miałem plan odpoczywać klika dni ;/;/. No ale Siwy jak to Siwy - nie popuści, jak zwykle zaproponował coś nieodpowiedniego. Jak tylko wjechaliśmy do puszczy bukowej to sie zgubiliśmy. Oczywiście wiedzieliśmy jak wrócić ale nie mogliśmy trafić na tą trasę którą chcieliśmy objechać - trasę maratonu. na trasie jak to w bukowej pionowe podjazdy i NA MAXA strome zjazdy
W międzyczasie był nawet czas na kiełbache z ognicha w Kołowie niedaleko 300 metrowego masztu
Wydrukowana mapka okazała się zbyt lipna. Na koniec zboczyliśmy juz totalnie ze ścieżki
i błądzilismy po górzystych terenach bez jakiejkolwiek drogi szukając czegokolwiek po czym da sie toczyć koła. Wspinaliśmy się kilkanaście minut aż dotarliśmy na jakieś wzniesienie za którym okazało się że nic nie ma. Chwilowe namyślenie w ciszy nad kilkudziesięciometrowym spadem...
... i postanowiliśmy pchać rowery dalej przez krzaczory aż się w końcu coś trafiło.
Adi mnie dziś taki przewiózł ze ho ho ..... ;/ wyjechaliśmy o 19, miała być lajtowa wycieczka ale zdążyliśmy jeszcze 50 km walnąć i to zabójczym tempem, miejscami 60 km/h.Do tego co chwile coś wyczyniał. straszył ludzi na ścieżce rowerowej, sikał z mostu, łamał przpisy drogowe i zrobił nawet zdjęcie (oczywiście normalne być nie mogło):
Siwy lepiej ode mnie ale także nie dotrzymywał tempa adiemu. A od dzis odpoczywam do maratonu bo nie będę miał nawet sił aby dojechać do mety